Koszykówka. Ostre lanie na pożegnanie

16 Marzec 2018
Z Babimostu wyleciał radosny czarter, pełen nadziei na wyrównaną rywalizację z faworyzowanym rywalem. Powrót był w zgoła odmiennej atmosferze, bowiem Stelmet Enea BC Zielona Góra w koszmarnym stylu pożegnał się z europejskimi pucharami, przegrywając z AS Monaco 60:90.

Nadzieje na odrobienie dwóch punktów straty po porażce w hali CRS spłonęły właściwie po pierwszej kwarcie. Jeszcze na początku spotkania zielonogórzanie byli blisko rywali, za sprawą celnych rzutów z dystansu, ale o ile „trójki” wpadały, to w najprostszych akcjach pod koszem Stelmet fatalnie pudłował. I ta niemoc w ataku, w połączeniu z bezradnością w obronie, pogłębiały się niemal z każdą minutą. - Jeśli jesteś profesjonalnym sportowcem, to bez znaczenia, w którą stronę pewne sprawy pójdą, ty zawsze musisz pokazać swój charakter - mówił rozgoryczny po meczu Andrej Urlep. - Pod koniec pierwszej kwarty przestaliśmy grać i dalej już nie istnieliśmy. Dla mnie to trudne jako dla trenera. Jestem bardzo rozczarowany. Oni nie zrobili nic nadzwyczajnego, na co byśmy nie byli gotowi, ale nasza postawa na parkiecie była bardzo zła.

Zielonogórzanie na oczach m.in. Alberta II - księcia Monako, czy piłkarza reprezentacji Polski i miejscowego klubu Kamila Glika, a przede wszystkim licznej grupy biało-zielonych kibiców, porażali bezsilnością. Stelmet w całym meczu trafił jedynie 7 rzutów za 2 punkty! Gdyby nie 9 „trójek”, katastrofa byłaby jeszcze większa. - Dziękujemy naszym fanom, że przylecieli nas dopingować, ale w takim meczu jak ten należy grać twardo przez 40 minut. Grać tak jak AS Monaco w obronie i w ataku. Musimy wyciągnąć lekcję z tego meczu, bo to była dobra nauka dla nas i spróbować grać tak jak AS Monaco w naszej polskiej lidze - wygłosił truizmy tuż po meczu Boris Savović.

Mecz w księstwie kończyli siedzący najdalej na ławce rezerwowych Alex Hernandez i Filip Matczak. Ten drugi w 13 minut zdołał rzucić 10 punktów, co było drugim indywidualnym dorobkiem w Stelmecie. Zielonogórzanie żegnają się z Ligą Mistrzów z łącznym bilansem 6 zwycięstw i 10 porażek. Awans, nie ma co ukrywać, wywalczyli świetną grą w styczniu. Tyle, że z tamtej dyspozycji mistrzów kraju niewiele zostało. Jeszcze w lutym, przed przerwą reprezentacyjną, Stelmet w kiepskim stylu przegrał na wyjeździe z AZS-em Koszalin, stracił Puchar Polski, a po powrocie do klubowej rzeczywistości, pomiędzy porażkami z AS Monaco, przegrał jeszcze w hali CRS z Rosą Radom. Od teraz ewentualnie niepowodzenia w polskiej lidze nie będą mogły być tłumaczone europejskimi pucharami.

(mk)