W Łężycy są dwa światy

23 luty 2013
- Uważam, że my nie mamy, jako mieszkańcy gminy, moralnego prawa, żeby dysponować Funduszem Integracyjnym, ani nawet go wziąć. Bo to są pieniądze podatników z miasta – uważa Krzysztof Wołczyński, radnym z Łężycy.

- Będzie pan kandydował na nowego sołtysa Łężycy?
- Nie, aż takiej władzy nie potrzebuję. Im więcej ludzi będzie zaangażowanych w zarządzanie naszą miejscowością, tym lepiej. Poza tym, żeby dobrze sprawować funkcję sołtysa, trzeba poświęcić dużo prywatnego czasu. Taka osoba sprawująca funkcje radnego i sołtysa  musiałaby chyba nie mieć pracy zawodowej, żeby się w pełni zaangażować na rzecz wsi.

- Widzi pan takiego kandydata w Łężycy?
- Na pewno są takie osoby. Pozostaje pytanie, czy będą chciały się zaangażować. Samo kandydowanie to nie sztuka. Żeby dobrze sprawować funkcję, trzeba mieć społeczne zacięcie, niejako w genach. Taka osoba musi być odporna na rozmaite formy negatywnego odzewu mieszkańców. To nie jest łatwe. Bo przecież nie zawsze wszyscy na wszystko się zgadzają i nie zawsze sołtysowi pomagają.

- No właśnie. Na ostatnim zebraniu wiejskim przejął pan prowadzenie i dość mocno wyrażał pan niezadowolenie z powodu braku zaangażowania mieszkańców Łężycy na rzecz wsi…
- Miałem tutaj na myśli zwłaszcza społeczność osiedlową, czyli mieszkańców osiedla Czarkowo.  Z kolei tzw. „stara” część Łężycy jest dość mocno zintegrowana. My się tam znamy od dzieciństwa, nasi rodzice działali razem i tak już zostało. Natomiast jedna rzecz mnie przeraża. Chodzi o to, że większość społeczności staje się bardzo roszczeniowa. Każdy tylko chce zaspokoić swój interes, a kiedy przychodzi potrzeba wspólnego działania, to nie ma chętnych. Udało nam się zaktywizować do tego zaledwie kilka osób spośród nowych mieszkańców Łężycy.

- Nie da się ukryć, że Łężyca to dwa światy: stary, wiejski i zintegrowany oraz nowy, osiedlowy, zamieszkany przez napływowych „mieszczuchów”. Trudno się dziwić, że niewiele je łączy. Jak ma pan pomysł na zintegrowanie tych dwóch światów?
- Zadaję sobie to pytanie od początku kadencji. Myślę, że jest to pytanie z rodzaju „hamletowskich”. Dlaczego ludzie nie chcą się integrować? Nie mam na  to prostej odpowiedzi. Tłumaczę to sobie tak: nastały drapieżne, komercyjne czasy i ludzie są bardzo zapracowani, nie mają czasu. Ale z drugiej strony, ja też pracuję, mam firmę i poświęcam jej dużo czasu, a jednocześnie działam społeczni. Można to pogodzić. Generalnie ludzie żyjący w bloku czują się bardziej anonimowi i nie mają potrzeby zaangażowania na rzecz dobra wspólnego. Co do pomysłów, to chcieliśmy poprzez projekt „Nasza Eko – Łężyca” zorganizować festyn połączony z edukacja ekologiczną, w takim miejscu, żeby mieszkańcy Czarkowa widzieli go z okien swoich bloków i włączyli się we wspólną zabawę.  Nie dostaliśmy na to dotacji, ale niewykluczone, że wrócimy do tego pomysłu.

- Wspomniał pan, że ludzie są roszczeniowi. Na zebraniu wiejskim mieszkańcy Czarkowa wyraźnie artykułowali swoje pretensje o jakość dróg, brak odwodnienia na osiedlu, brak miejsc parkingowych itp. To są roszczenia, które nie mają pana zdaniem uzasadnienia?
- Wie pan, ja rozumiem ludzi, którzy na to narzekają. Bo ja mam taką samą drogę, z której nie jestem zadowolony. Nie mam pretensji o to, że ludzie domagają się porządnych dróg itp. Zastanawiam się tylko, dlaczego te drogi są tak kosztowne, że nie można sobie z tym problemem poradzić.

- Jak to? Chyba rynek reguluje ceny robót uzyskiwane na przetargach…
- Tak, tylko zastanawiam się, czy to rzeczywiście musi być takie drogie. Czy nie można tego zrobić inną metodą… Przecież polskie drogi wszędzie są fatalne, tak na wsi, jak i w mieście.

- No dobrze, ale pan jest radnym gminy i powinien pan patrzeć na ręce wójtowi. Czy więc pana zdaniem władze gminy dobrze zaspokajają potrzeby mieszkańców, wyrażane choćby na zebraniach wiejskich?
- Spełnienie wszystkich potrzeb i postulatów mieszkańców byłoby niemożliwe niezależnie w jakim samorządzie. Ale obserwując prace wójta od początku mojej kadencji  mogę stwierdzić, że naprawdę wykonuje dużo dobrej roboty. Choć jej efekty nie zawsze z boku widać. Poza tym wójt jest otwarty na argumenty, co też jest cenną cechą. Ale jednego jestem pewien: główna barierą rozwoju gminy jest biurokracja, czyli gąszcz niejasnych i idiotycznych przepisów uchwalanych przez nasz Sejm, które wiążą ręce wójtowi.

- Łężyca ma do wzięcia w tym roku 297 tys. zł z Funduszu Integracyjnego. Pana zdaniem na co powinny być te pieniądze przeznaczone?
- Hmm… na temat tego funduszu mam chyba odmienne zdanie niż pan. Uważam, że my nie mamy, jako mieszkańcy gminy, moralnego prawa, żeby tym funduszem dysponować, ani nawet go wziąć. Bo to są pieniądze podatników z miasta. I chciałbym wiedzieć, czy mieszkańcy miasta rzeczywiście chcą nam dać 3 mln zł w tym roku kosztem własnych inwestycji .

- Mieszkańcy miasta mają swoich reprezentantów w osobach radnych miasta, a ci przyjęli budżet, w tym 3 mln zł na Fundusz Integracyjny dla gminy. Tak więc mieszkańcy miasta wyrazili swoją wolę poprzez swoich przedstawicieli.
- Dobrze. Nie kwestionuję, że w sensie prawno-formalnym wszystko jest tu w porządku. Twierdzę tylko, że w sensie moralnym nie jest to takie jednoznaczne.

- Dziękuję.

Rozmawiał
Michał Iwanowski

Artykuły powiązane: 

Co warto zmienić w Łężycy? - sonda wśród mieszkańców

Marcin Wieczorkiewicz z Kubą (Czarkowo): - Kiedy stopnieje śnieg, będzie stała tu woda. Kiepsko jest z melioracją.

Czarkowo? Ni to miasto, ni to wieś

- Czasem ludzie pytają: czy to jeszcze Zielona Góra, czy już raczej Łężyca? My odpowiadamy – to Czarkowo! Czyli, tak naprawdę, ani miasto, ani wieś. I właśnie tak się czujemy – przyznają mieszkańcy osiedla.