Czarkowo? Ni to miasto, ni to wieś

23 luty 2013
- Czasem ludzie pytają: czy to jeszcze Zielona Góra, czy już raczej Łężyca? My odpowiadamy – to Czarkowo! Czyli, tak naprawdę, ani miasto, ani wieś. I właśnie tak się czujemy – przyznają mieszkańcy osiedla.

Niby jak w Zielonej Górze, bo kolorowe bloki tworzą taki miejski klimat. Zresztą, do najbliższych zabudowań miasta mamy rzut beretem. A jednak dookoła las. Cisza do miejskiego zgiełku niepodobna. – I na dokładkę dziki, sarny i kuny – śmieje się Dorota Hebisz. – Ja nie żartuję, przychodzą tu na osiedle tacy goście. W końcu to wieś, jakby nie było.

Pani Dorota mieszka w Zielonej Górze, ale po sąsiedzku, bo na Batorego. Na Czarkowo przyjeżdża do pracy. Tu ma też córkę. – Dlatego dobrze mi są znane bolączki mieszkańców. Osiedle przyjemne, wszystko tu jest, bo i sklepy, i place zabaw, i ta przyroda. Ale prawdziwym utrapieniem są autobusy – przyznaje pani Dorota. - Dojazd do miasta jest fatalny. Wszyscy marzą o pętli. Żeby więcej kursów tu docierało. Powie to każdy, komu przyszło zasuwać pieszo z miasta, po drodze - ruchliwej, nieoświetlonej. Strach! Ile razy widzę, jak mamy z wózkami tak idą. Bo tu dużo młodych ludzi mieszka. A już nie wspomnę o cenie biletów. Niby tak bliziutko do miasta, a trzeba za przejazd autobusem słono płacić, bo zamiejscowy…

- Ja, na szczęście, do wnusi przyjeżdżam z miasta samochodem – mówi Ryszard Łukomski. Obok dzielnie drepcze malutka Iga Turek. – Ale babcia to już musi podjechać autobusem. I wtedy wychodzi, że kiepskie to połączenie z Zieloną Górą. Czasem nie ma jak dojechać. A z osiedla Pomorskiego to cała wyprawa!

Pan Ryszard przyznaje, że traktuje to miejsce jako dzielnicę Zielonej Góry. – Choć wiem, że administracyjnie to Łężyca. Ale czy widzi pani różnicę między tym osiedlem, a tymi w mieście? Bo ja żadnej! Nie, przepraszam. Dziś różnicę zauważyłem. Drogi były odśnieżone tylko do tabliczki oznaczającej koniec miasta. A dalej? Chyba gmina zaspała – śmieje się.

Pan Ryszard osiedle bardzo chwali, jedynie postawiłby między blokami więcej placów zabaw. – Bo te, które są, to za mało. Mieszka tu bardzo dużo dzieci – dodaje.
Rzeczywiście. To młode osiedle. Mimo, że mocno prószy śnieg, między blokami spotykamy wiele mam i tatusiów z pociechami. Śniegową kulę toczy właśnie Agnieszka Bystrzejewska. Pomaga jej maleńka Zuzia. Będzie bałwanek! – To przyjazne dla dzieci miejsce. Jest się gdzie bawić – uważa pani Agnieszka. – Zastrzeżenia mam jedynie do dróg, niczego więcej bym nie zmieniała. Bo lubię tę naszą ni to wieś, ni to miasto.

Po drugiej stronie ulicy powstaje konkurencyjna postać ze śniegu. Tam kulę toczy Kubuś z tatą, Marcinem Wieczorkiewiczem. – Tak właściwie nie ma co narzekać – mówi pan Marcin. – Drogi niech nam tylko zrobią. I zajmą się melioracją, bo jak ten śnieg się stopi, to tu będzie jedna wielka kałuża. Woda stoi. Nie wsiąka.


Spotkanie w Łężycy
Piątek, 1 marca 2013 r. , godz. 17.00
sala punktu bibliotecznego ul. Odrzańska 16
Na co wydać

297,4 tys. zł
z Funduszu Integracyjnego


- Place zabaw może i są, choć moim zdaniem byle jakie. Ale brakuje przede wszystkim miejsca dla starszych dzieci. Mój synek ma 10 lat i uwielbia grać w piłkę. On i jego koledzy marzą o boisku. Bo teraz to kopią gdzie popadnie, a to żadna zabawa – uważa Agata Gładysz. – O! I drogi porządne niech zrobią. I chodnik.

Na osiedlowe drogi narzeka też Krzysztof Zieliński. – I parkingów nam brakuje. Po południu to ciężko jest miejsce znaleźć – przyznaje. – Ale mieszka się tu dobrze. Są sklepiki, nawet apteka. No i miasto tak blisko. To jest plus.
- Parkingi to rzeczywiście duży problem – kiwa głową Beata Korzeniewska. – Wiele rodzin ma po dwa, trzy samochody. Ciężko je wszystkie tu upchać. Więc ludzie parkują tak, że potem dzieci idą ulicą, bo chodnik autami zastawiony. Drogi też pozostawiają wiele do życzenia… I kursy autobusów. Zaledwie co godzinę. A ceny? Absurdalne jest płacić za bilet tyle, skoro granica miasta znajduje się 500 metrów stąd!

Pytamy, czy czuje się mieszkanką miasta, czy raczej wsi? – To takie nie wiadomo co. Taka nasza enklawa. Jednak bliżej nam do miasta, nie tylko za sprawą odległości. Co nas łączy z tamtą, starszą częścią wsi? Jedynie głosować tam chodzimy, gdy są wybory. A tak? Nasze osiedle nawet do zielonogórskiej parafii jest przypisane. Nie utożsamiamy się z Łężycą. To dla nas obcy świat – dodaje pani Beata.

Między osiedlem bloków a starszą częścią wsi jest „jeszcze jedna Łężyca”. Po obu stronach drogi rozlokowało się dość pokaźne już osiedle domków jednorodzinnych. Jednak przed południem ciężko tu kogoś spotkać. To typowa sypialnia miasta. Większość właścicieli domków jest w tej chwili w pracy, w Zielonej Górze. Nieliczni, których spotykamy, przyznają, że bliżej im do miasta niż do wsi. – A wieś jest podzielona. To żadna tajemnica. Nawet w „urzędowy” sposób, bo nowa część ma inną pocztę niż stara. I należą do dwóch różnych parafii – zielonogórskiej i czerwieńskiej. To nie mieszkańcy stworzyli te podziały – uważa Tadeusz Wawrzyniak. Na co przeznaczyliby pieniądze z Funduszu Integracyjnego mieszkańcy domków? – Na drogi i oświetlenie – bez wahania odpowiada pan Tadeusz.

Drogi to także sprawa numer jeden dla Marii Kowalik. – Nie mamy też kanalizacji, ale to nie problem, o, proszę, wóz do szamba podjedzie i po sprawie – pokazuje na pracującą w pobliżu maszynę. – Ale bez dróg to jest ciężko. Tym bardziej, że ciągle kursujemy do miasta i z powrotem.

 Daria Śliwińska-Pawlak

Artykuły powiązane: 

Co warto zmienić w Łężycy? - sonda wśród mieszkańców

Marcin Wieczorkiewicz z Kubą (Czarkowo): - Kiedy stopnieje śnieg, będzie stała tu woda. Kiepsko jest z melioracją.

Zabierzmy się za ulice w Łężycy

- Najpierw trzeba zrobić kanalizację, czekamy na nią już tyle lat. A potem najrozsądniej byłoby zabrać się za drogi. Ta, przy której mieszkam, to dziura na dziurze – mówi Henryk Kulczycki.

W Łężycy są dwa światy

- Uważam, że my nie mamy, jako mieszkańcy gminy, moralnego prawa, żeby dysponować Funduszem Integracyjnym, ani nawet go wziąć. Bo to są pieniądze podatników z miasta – uważa Krzysztof Wołczyński, radnym z Łężycy.