Politykom łatwiej się rządzi bez udziału ciekawskich

13 Lipiec 2014
- Każdy etap połączenia był jawny, szczegółowo opisywany i komentowany. Jasne były intencje polityków. Dzięki temu całe połączenie bardzo zyskało na wiarygodności – ocenia dr hab. Lech Szczegóła.

- W miejskich konsultacjach wzięło udział ponad 35 proc. uprawnionych do głosowania. W gminnym referendum połączeniowym ok. 55 proc. uprawnionych. O czym świadczą te wyniki?
Lech Szczegóła, Instytut Socjologii Uniwersytetu Zielonogórskiego:- Połączenie jest najważniejszym wydarzeniem w historii społecznej Zielonej Góry, przynajmniej w ostatnim ćwierćwieczu. Po raz pierwszy pojawił się temat, który zainteresował i zaktywizował bardzo duże rzesze mieszkańców. To wyjątkowe wydarzenie, biorąc pod uwagę dominującą prawie wszędzie społeczną apatię.

- Mieszkańcy uznali połączenie za coś ważnego, bez propagandowego picu?
- Ludzie szybko pojęli, że ponad ich głowami niczego nie da się „ustawić”, ani „przehandlować”. Połączenie odblokowało naturalną potrzebę współdecydowania, choć przez dziesiątki lat przyzwyczajano nas, że decydują wąskie gremia polityczne.

- Przyzwyczajano?
- Politykom łatwiej się rządzi bez udziału ciekawskich. To właśnie dlatego proces połączenia miasta i gminy postrzegam jako wyjątkowe wydarzenie. Mieliśmy tu do czynienia z radykalną zmianą reguł politycznej gry. Wszystko działo się przy otwartej kurtynie. Każdy etap połączenia był jawny, szczegółowo opisywany i komentowany. Jasne były intencje polityków. Dzięki temu całe połączenie bardzo zyskało na wiarygodności.

- Połączenie świętem demokracji?
-
Tylko wtedy, gdy za punkt odniesienia przyjmiemy codzienną praktykę polityczną. Pamiętajmy, że naszego święta demokracji nie byłoby bez aktywności „Łącznika Zielonogórskiego”. Redakcja wykonała fantastyczną robotę. Podobnie zespół prof. Czesława Osękowskiego. On sam poświęcił połączeniu bardzo dużo czasu, energii i nawet zaryzykował osobistym autorytetem.

- A może na naszych oczach odbyła się rewolucja demokratyczna?
- Mam wątpliwości. To politycy wymyślili i zainicjowali połączenie. Zgoda, na marginesie połączenia doszło do dużej mobilizacji społecznej. Ale nie wiem, czy ta nagle objawiona aktywność przekształci się w stałą postawę.

- Karnawał się skończy i wstaniemy z bólem głowy?
- Wielu socjologów twierdzi, że tylko w obrębie miast będzie dochodzić w przyszłości do autentycznej aktywności obywatelskiej. Tylko one dysponują odpowiednimi zasobami ludzkimi i ekonomicznymi, aby skutecznie zapobiegać alienacji władzy. W gminach wiejskich dużo łatwiej niewielka elita może manipulować wyborcami.

- Na szczęście zielonogórskie sołectwa same będą decydowały o podziale ok. 100 mln zł…
- Tak nas uzależniono od woli polityków, że każda inicjatywa oddania ludziom realnej możliwości decydowania urasta do rangi rewolucji. Ale oddolny podział pieniędzy to zaledwie zalążek porządnej demokracji obywatelskiej. Równolegle musiałaby powstać infrastruktura w postaci gęstej sieci ruchów i stowarzyszeń…

-… ale podział pieniędzy z Funduszu Obywatelskiego nie wymaga stałych struktur. To współczesna Agora, powrót do źródeł demokracji!
- Teoretycznie cały budżet miasta mogliby dzielić obywatele, np. poprzez budżet obywatelski, ale wtedy szybko doszłyby do głosu grupowe egoizmy i populizmy wszelkiej maści. Dysponenci mediów mieliby wtedy nadmierny wpływ na opinię publiczną. Wystarczyłoby bardziej nagłaśniać jednych i wyciszać drugich, by znów wpaść w objęcia demokracji sterowanej odgórnie.

- Co zatem powinniśmy zrobić?
- Przekształciłbym obecną gminę w osobną dzielnicę miasta. Na dwie samorządowe kadencje. A potem zapytałbym mieszkańców, czy takie rozwiązanie się sprawdziło.

- Krytycy podkreślają, że osobna dzielnica utrwali wszystkie negatywy obecnej gminy.
- Że niby wszystko nadal będzie oplecione gęstą siatką nieformalnych układów? To realne zagrożenie, dlatego proponuję okres przejściowy, aby pomniejszyć obecne bóle porodowe. W końcu, po połączeniu, nie będziemy aż tak wielkim molochem, by głos sołectw nie był słyszalny. Jeżeli będzie głosem mieszkańców, a nie tylko kilku liderów.

- Dziękuję.
Piotr Maksymczak