To oczywiste: połączeniowa marchewka musi być!

3 luty 2014
- Za moment wyschną wszystkie źródła, z których czerpaliśmy siłę do rozwoju gminy i miasta. Po prostu, dotarliśmy do ściany – uważa dr Roman Ferster.

- Nie oburzają pana grube miliony dla gminy?
Roman Ferster, ekonomista i informatyk, prezes zielonogórskiej spółki INFAR: - To oczywiste: marchewka musi być! Musimy dowieść mieszkańcom gminy czystości naszych intencji. I jak słyszę zarzut, że beneficjentem połączenia jest tylko gmina, to ogarnia mnie irytacja. Bo taki pogląd w ustach radnych oznacza tylko jedno: albo nie potrafią dostrzec głębokiego sensu w inwestowaniu miejskich pieniędzy w gminę, albo stawiają swój polityczny interes powyżej interesu miasta.

- Cóż takiego ważnego dostrzega pan w połączeniu?   
- Według mnie, za moment wyschną prawie wszystkie źródła, z których czerpaliśmy siłę do rozwoju gminy i miasta. Po prostu, dotarliśmy do ściany.

- Co się kryje za tym sloganem?
- Kryje się groźba upadku. Najpierw miasta, potem gminy, bo dobrobyt sołectw całkowicie jest uzależniony od siły i bogactwa miasta.

- Proszę, czekam na konkrety!
- Przede wszystkim, brakuje nam profesjonalnych terenów inwestycyjnych. Tzw. Spalony Las chyba nie stworzył zbyt wiele nowych miejsc pracy. Lokujące się w jego obrębie firmy przeniosły produkcję z jednej dzielnicy miasta do innej. Ja nie mam pretensji do właścicieli tych firm, postąpili zgodnie z biznesową logiką. Mam pretensje do poprzednich prezydentów i ich kiepskiej polityki gospodarczej.

- Ale na naszych oczach powstaje strefa ekonomiczna w Nowym Kisielinie, zatem argument braku terenów inwestycyjnych traci siłę rażenia.
- Ależ nie. Kisielińska strefa będzie podporządkowana aż 5 instytucjom: miastu, gminie, powiatowi ziemskiemu, Uniwersytetowi Zielonogórskiemu oraz Kostrzyńsko-Słubickiej Strefie Ekonomicznej. Żaden inwestor, jeśli tylko będzie miał możliwość wyboru, nie zainwestuje dużych pieniędzy w taką strefę. Nie będzie chciał chodzić od urzędu do urzędu, niczym od Annasza do Kajfasza. Inwestorzy chcą rozmawiać tylko z jednym ośrodkiem władzy. A bez połączenia nie zdołamy spełnić tego warunku.

- Decyzje inwestycyjne oparte są o znacznie większy zestaw kryteriów, również o kryterium dostępności fachowców…
- …no to namawiam wszystkich, aby w poniedziałkowy ranek udali się na zielonogórski dworzec kolejowy. Zobaczą pociąg do Warszawy wypełniony po brzegi młodymi fachowcami jadącymi do stolicy, do pracy. Ci młodzi jeszcze wracają na weekend do rodzinnego domu. Ale za moment wyjadą na stałe. I już nie powrócą…

- Ale przynajmniej reklamują nasz uniwersytet.
- Czy „produkowanie” fachowców dla innych regionów powinno być głównym celem UZ? Ja wolałbym, aby uniwersytet skupił się na przygotowywaniu kadr dla regionalnego rynku, aby bardziej uwzględniał naszą specyfikę. Taka regionalna oferta edukacyjna również pozwoliłaby na wyhamowanie zarobkowej emigracji.

- Nie za dużo wymaga pan od naukowców?
-
No to niech przynajmniej głośno wypowiedzą się za połączeniem. Niby wszyscy w mieście są „za”, ale żadna poważna instytucja: ani uniwersytecki senat, ani organizacje biznesowe, ani zawiązki zawodowe, nie wypowiedziały się głośno i publicznie: „Tak, popieramy połączenie!”.

- Skąd to milczenie?
- Być może wszyscy czekają, aż to trudne zadanie wykona za nas wszystkich prezydent miasta. I jak mu się uda, to będą mówili, że też popierali, że też byli za. A jak mu się nie uda, będzie jedynym winnym. Uff, jakby co, to mamy gotowego kozła ofiarnego…

- A co z odpowiedzialnością wójta, choćby za politykę ucieczki od negocjacji na temat warunków połączenia?
- Odnoszę wrażenie, że wójt od dawna kreuje siebie na polityka odpowiadającego tylko za place zabaw, za szefowanie strażakom-ochotnikom, za wspieranie organizacji społecznych. Jednocześnie zręcznie dystansuje się od osobistej odpowiedzialności za kreowanie miejsc pracy, jakby sugerował, że za takie trudne sprawy odpowiada nie on, tylko miasto i prezydent. I w porządku, jego prawo, tylko niech nie mówi o groźbie likwidacji gminy, bo ta i tak pogrąży się w gospodarczym niebycie, jeśli nie zmieni dotychczasowej polityki.

- Dziękuję.

Piotr Maksymczak