Ambicje schowane do kieszeni

12 Marzec 2015
- Ani jednego projektu uchwały nie podpisałem automatycznie czy bezmyślnie. Za każdym razem najpierw czytałem, potem rozmawiałem z prezydentem, aby rozwiać wszelkie wątpliwości – przekonuje Adam Urbaniak, pełniący funkcję jednoosobowej rady miasta.

- Przez prawie trzy miesiące pełnił pan funkcję jednoosobowej rady miasta. Co to było: rozwiązanie awaryjne czy eksperyment?
Adam Urbaniak:
- To było tymczasowe rozwiązanie. Zdaję sobie sprawę, że jednoosobową radę miasta można postrzegać jako żart, ale na ostatnie miesiące patrzę przede wszystkim przez zdroworozsądkowe okulary.

- Jak na najtańsze rozwiązanie?
- Teoretycznie mogliśmy zastosować inne: przedłużyć kadencję starej rady miasta albo wprowadzić komisarza, który łączyłby funkcję prezydenta i rady miasta. Oba te rozwiązania mają oczywiste wady. Po pierwsze, jak stara rada miałaby reprezentować nowe miasto? Przecież mieszkańcy byłej gminy nie mieli żadnego wpływu na jej wybór. Po drugie, Kodeks wyborczy wyraźnie stanowi, że ustępujący prezydent tak długo rządzi miastem, jak długo nie zostanie zaprzysiężony nowy.

- Jeszcze nigdy zielonogórska rada miasta nie podejmowała tak szybko i tak zgodnie uchwał. Może warto to tymczasowe rozwiązanie wykorzystać jako stałe, wręcz modelowe?
- W tym momencie warto wspomnieć o przypadkowo komicznym aspekcie naszej sytuacji. Otóż zacząłem odnosić wrażenie, że niektórzy miejscy urzędnicy zaczęli z przyjemnością przychodzić na moje jednoosobowe sesje rady, bo trwały bardzo krótko (śmiech).

- A tak na poważnie?
- Ani jednego projektu uchwały nie podpisałem automatycznie czy bezmyślnie. Za każdym razem najpierw czytałem, potem rozmawiałem z prezydentem, aby rozwiać wszelkie wątpliwości.

 - I co, kłóciliście się?
- Ani razu. Przede wszystkim musieliśmy doprowadzić do przyjęcia budżetu miasta na 2015 r. Gdybym opóźniał całą procedurę, budżet zostałby przyjęty przez Regionalną Izbę Obrachunkową, ale w okrojonej postaci, bez nakładów na miejskie inwestycje. Co to by oznaczało w praktyce? Że miasto aż o cały rok opóźni swój start w konkursach o przydział unijnych pieniędzy. Taka nieodpowiedzialna zabawa doprowadziłaby miasto do utraty setek milionów złotych. I choć przyjmowałem budżet jednoosobowo, to jednak nadal jestem zwolennikiem kolegialnego trybu podejmowania decyzji.

- W Nowym Jorku na ok. 160 tys. mieszkańców przypada tylko 1 radny. W Los Angeles jest jeszcze oszczędniej – rada miasta liczy tylko 15 radnych. I nikt tam nie mówi o zagrożeniu demokracji…
-
Ale i tam nie ma jedynowładztwa. Jest burmistrz i rada.

- Co wynika z minionych dwóch i pół miesiąca?
- Wystarczy uważnie przeczytać protokoły z naszych sesji, aby dowiedzieć się, jak sprawnie przeprowadzić proces połączenia. Proszę pamiętać, że miasto obowiązuje prawo administracyjne. Przy połączeniu gmin nie możemy postępować wedle zasady: co nie jest zabronione, jest dozwolone. Za przykład niech posłuży problem z gruntami należącymi do byłej gminy wiejskiej. Po połączeniu nie stały się automatycznie własnością nowej Zielonej Góry, bo w księgach wieczystych wciąż zapisane są jako własność gminy.

- Na jak długo?
- Parlament będzie musiał dokonać niezbędnych ustawowych korekt, by każde kolejne połączenie nie zderzyło się z tym samym problemem. Dla samej Zielonej Góry trzeba będzie znaleźć inne rozwiązanie, bo nam nowa ustawa nic nie pomoże, prawo nie może działać w wstecz.

- Dzięki czemu była możliwa aż tak udana współpraca prezydenta Janusza Kubickiego i przewodniczącego Adama Urbaniaka?
- Dzięki zdolności schowania osobistych ambicji do kieszeni. Połączenie jest dla miasta sprawą zbyt ważną, by czynić z niego narzędzie osobistej promocji lub politycznej walki. Obaj wykazaliśmy daleko idącą wstrzemięźliwość. Jestem przekonany, że dobrze przysłużyliśmy się miastu.

- Dziękuję.
Piotr Maksymczak