Urbaniak: - Musimy mieć plan awaryjny

17 Styczeń 2013
- Pomimo wszystkich korzyści płynących z połączenia, powinniśmy zacząć myśleć o „Planie B” na wypadek, gdyby do niego nie doszło - mówi Adam Urbaniak, przewodniczący Rady Miasta Zielona Góra.

- Budżet miasta na 2013 r. jest zrównoważony, ale wszyscy wiedzą, że to nie będzie łatwy rok w finansach. W obliczu kryzysu ścierają się dwie szkoły: jedna mówi – oszczędzamy, żeby przeczekać kryzys, a druga – wydajemy, żeby nakręcić koniunkturę i utrzymać wzrost gospodarczy. Która z tych szkół jest panu bliższa?
- Jako realista wybieram złoty środek. Należy powstrzymać się z nadmiernymi wydatkami o charakterze konsumpcyjnym, ale z drugiej strony są pewne wydatki inwestycyjne, które mają dodatnie walory dla gospodarki. Mam na myśli inwestycje w komunikację czy w strefy ekonomiczne, które w perspektywie mogą przynieść wpływy w postaci podatków. O tych inwestycjach nie można zapominać. Ponadto przetargi organizowane przez miasto np. na inwestycje drogowe wprowadzają spory pieniądz do naszego mikrorynku. Nawet jeśli wygrywają je podmioty spoza miasta, to beneficjentami tych środków są także podwykonawcy, czyli firmy lokalne i pracujący tam zielonogórzanie. Podobno samorząd, który chce się rozwijać, wydaje na inwestycje 25 proc. całości swoich wydatków. U nas jest to mniej, w granicach 10 proc., ale ma to swoje usprawiedliwienie, z uwagi na oczekiwanie na środki unijne w alokacji 2014-2020.

- Patrząc na tegoroczne inwestycje miasta, to mamy m.in. inkubator przedsiębiorczości w parku naukowym w Kisielinie i Centrum Nauki Keplera w kinie Wenus…
- Warto tu jeszcze dodać inwestycje drogowe, które będą w tym roku realizowane, a konkretnie ul. Batorego, bezwzględnie wymagającą remontu. Suma środków inwestycyjnych w tym roku jest tak niewielka, że nie można oczekiwać fajerwerków. Cieszę się zwłaszcza z inwestycji w inkubator, bardzo istotny z punktu widzenia rozwoju gospodarczego miasta.

- Ale inkubator będzie zlokalizowany na terenie gminy wiejskiej. Kiedy rozmawialiśmy ponad rok temu, podkreślał pan, że ponieważ park naukowy jest realizowany poza granicami miasta, to bezpośrednie korzyści z tej inwestycji w postaci podatków od nieruchomości czy z tytułu rejestracji spółek w Kisielinie, do miasta nie spłyną.
- Tak. Nie wycofuję się z tego, co powiedziałem.

- Natomiast zostały podjęte kroki w celu połączenia miasta i gminy na partnerskich zasadach. Wiadomo już, że połączony zgodnie samorząd otrzyma bonus w łącznej kwocie ok. 100 mln zł zwiększonego udziału w PIT. Czy pana zdaniem ta sprawa zmierza do pozytywnego zakończenia, ku obopólnym korzyściom?
- Połączenia miasta z gminą to na razie pomysł, nie ma jeszcze konkretnych wydarzeń z tym związanych. Takim wydarzeniem będzie złożenie wniosku do premiera. Rozmawiałem z prof. Czesławem Osękowskim zaangażowanym w ten proces, który stwierdził, że nie wyobraża sobie, żeby miało się to odbyć bez przeprowadzenia referendum wśród mieszkańców.

- A pan sobie to wyobraża?
- Ja patrzę na to jako prawnik i wiem, że muszą być spełnione wymogi formalne, czyli przeprowadzone konsultacje społeczne, a niekoniecznie referendum. Ale jeśli ktoś sobie życzy referendum, to w porządku. Zwłaszcza, że wynik referendum ma mieć wiążący charakter dla rad gmin, a z tego co wiem, to w radzie gminy Zielona Góra połączenie nie uzyskałoby akceptacji. Poza tym, mam wrażenie, że zapominamy o tym jak przekonać powiat ziemski do połączenia gmin, skoro powiat straci udział w dochodach od mieszkańców gminy, która przejdzie do nowego powiatu grodzkiego.

- Wątpliwości mieszkańców czy radnych mogą być rozwiane dzięki wypracowaniu „Kontraktu Zielonogórskiego”, czyli spisu gwarancji, jakie będą towarzyszyć połączeniu.
- Tak. Początkowo byłem sceptyczny wobec tego dokumentu, bo takiej umowy nie ma w procedurze związanej z połączeniem samorządów. Ale trzeba być uczciwym od początku i właśnie po to jest ten kontrakt. Wszystkich umów trzeba dotrzymywać, choćby po to, żeby goląc się przed lustrem, móc patrzeć prosto. Tym niemniej uważam, że pomimo kontraktu, pomimo referendum, pomimo wszystkich korzyści płynących z połączenia, powinniśmy zacząć myśleć o „Planie B”, czy też planie awaryjnym na wypadek, gdyby do połączenia nie doszło. Bo przecież miasto ma swoje potrzeby rozwojowe, a my wbrew pozorom nie łączymy się z gminą po to, żeby dokonać jakiegoś skoku na mienie gminne. Nie liczmy na to, że połączony samorząd może kiedyś sprzedawać tereny pod fabryki na terenach wiejskich, bo takich terenów tam nie ma. Dla miasta ważne są przede wszystkim demograficzne aspekty połączenia. Stalibyśmy się miastem ok. 150-tysięcznym, a to już ma znaczenie, bo większe aglomeracje lepiej się rozwijają.

- Jaki powinien być ten „Plan B”?
- Wielu zielonogórzan przeprowadziło się z miasta do gminy wiejskiej, wybudowało tam domy, korzystając z łatwo dostępnych kredytów i terenów pod budowę. Dzięki temu gmina wiejska dziś tak dobrze prosperuje. Być może więc trzeba odwrócić trend i stworzyć warunki, żeby ludzie budowali się w mieście. Być może trzeba przyjrzeć się opcji związanej z komunalizacją Lasów Państwowych, czyli przejęciem przez miasto terenów leśnych, leżących w jego granicach. A jest ich sporo. Ale niestety, wówczas inwestowanie będzie wiązało się z karczowaniem. Możliwe, że taki plan nas czeka, gdyby do połączenia gmin nie doszło.

Rozmawiał Michał Iwanowski
mich.iwanowski@gmail.com