A propos wyrzucania za drzwi Panie Krzysztofie Wołczyński

16 Marzec 2014
- Prawem Kaduka nadaje sobie Pan prawa, których Pan nie ma. Czuje się Pan, jakby był właścicielem gminy! Albo I sekretarzem z poprzedniej epoki – pisze Tomasz Czyżniewski.

Najpierw ustalmy fakty. Potwierdza Pan, że prosiliście (wraz z panią sołtys), aby przedstawicielka „Łącznika” nie robiła notatek i nie publikowała relacji ze spotkania wiejskiego. Tu się zgadzamy! Pomija pan fakt, że koleżanka, po Państwa wystąpieniach, była narażona, na delikatnie mówiąc niewybredne żarty, wygłaszane przez siedzących za nią mężczyzn. Niewiele to miało wspólnego z kulturą i szacunkiem. Mógł Pan tego nie słyszeć. Koleżanka słyszała i… wyszła.

Fakty mamy ustalone.

Przejdźmy do ich interpretacji. Pan w swoim liście jeszcze raz wyłuszcza filozofię, z którą ja się nie zgadzam, bo jest z poprzedniej epoki. Prawem Kaduka nadaje sobie Pan prawa, których Pan nie ma. To Pan chce decydować, kto może przychodzić na zebrania wiejskie. To Pan chce decydować, czy można na nich robić notatki. Czuje się Pan, jakby był właścicielem gminy! Albo I sekretarzem z poprzedniej epoki.

Może teraz spróbuje Pan zabronić mi przychodzić na sesje rady gminy? Pal sześć, mnie. Gorzej, że ten sam los może spotkać zwykłych mieszkańców gminy. Przypomnę, że to Pan podczas sesji budżetowej rady gminy stwierdził, że jeżeli szefowa chóru Bolero jest za połączeniem miasta z gminą, to niech po pieniądze idzie do miasta. To Pan podczas tej sesji atakował radnego Mariusza Rosika za to, że się odezwał przeciwko budżetowi, dodając „Mariusz, chcesz być na pierwszej stronie „Łącznika”. M. Rosikowi chodziło o to, że nie ma pieniędzy na remont ul. Szkolnej w Starym Kisielinie, a Panu o to, że się w ogóle odzywa i głosuje przeciw, jego zdaniem, złemu budżetowi. A przecież ma być jedność! M. Rosik wybrał lojalność wobec mieszkańców.

To Pan na zebraniu w Zatoniu sztorcował mieszkańców za przebieg spotkania, na którym Pan nie był. Znał je Pan z tajnie robionych nagrań? Ciekawy obyczaj.

Czyżby bycie radnym budziło w Panu przekonanie, że jest Pan właścicielem gminy i może Pan robić co chce, jakby był na prywatnym folwarku? Decydować, kto i co może mówić, wprowadzać cenzurę prewencyjną, karać za niemiłe wypowiedzi.

Pan, jako radny, powinien szczególnie dbać o przestrzegania prawa i dobrych obyczajów. A prawo w Polsce jest jasne – dziennikarz może wejść na każde publiczne zebranie i tam pracować. Nawet jeżeli Pan osobiście go nie lubi, nie ceni i uważa za wrogą siłę. To nie jest żaden przywilej ani szczególne traktowanie.

„Łącznik” jest legalnie działającym tytułem prasowym, nie ukrywamy swojego adresu, nazwisk, twarzy czy możliwości skontaktowania się z nami.

Pan to dobrze wie. Mówiąc, że obowiązujące w Polsce prawo (i dobre obyczaje) redakcji „Łącznika” nie dotyczy, zachowuje się Pan jak przysłowiowy Kali, bo sam pełną garścią korzysta z tego prawa (i dobrych obyczajów). Jeżeli Pan tego żąda, nawet najmniejsze wypowiedzi są autoryzowane. Nawet ten polemiczny list przyniósł Pan do redakcji. Nie przeszkadzało Panu również umieszczenie Pana zdjęcia na okładce „Łącznika”, gdy pytaliśmy o Pana pretensje w sprawie oczyszczalni ścieków w Łężycy. Gniewa się Pan, bo krytycznie oceniliśmy Pana sposób „organizowania życia” w gminie.

Tomasz Czyżniewski

PS. Nadal uważam, że pan Krzysztof Wołczyński, prywatnie jest przemiłym człowiekiem. Głupawki dostaje, gdy wychodzi na forum publiczne.

 

Artykuły powiązane: 

A propos pouczania Panie Tomaszu Czyżniewski

- Ma Pan pretensje do mnie i do organizatorów zebrania wiejskiego w Łężycy, że prosiliśmy, aby przedstawiciele „Łącznika” nie robili notatek i nie publikowali swoich relacji – pisze Krzysztof Wołczyński, radny z Łężycy.

Dyskusja w Łężycy: - Co ożywi gminę i miasto?

- Gmina i miasto – traktowane jako wspólny obszar gospodarczy – potrzebują nowego impulsu rozwojowego – mówił w Łężycy prezydent Janusz Kubicki. Dyskusja skupiła się głównie na budowie kanalizacji.

Jak radny Wołczyński demokracji bronił…

Jolanta Rabęda, sołtyska Łężycy, otwierając zebranie, zażądała, aby reporterka „Łącznika” nie robiła notatek oraz nie publikowała żadnej relacji z tego wiejskiego spotkania. Według pani sołtys, „Łącznik” zamieszcza nieprawdziwe informacje.